To co nas zdziwiło, chociaż nie powinno, to ceny. Wszystko jest dokładnie 4 razy droższe. Weźmy na przykład taką bułkę – zwykłą, klasyczną – u nas 30groszy, w Zurichu 60 centymów. To może lekko szokować. A co jeśli byśmy chcieli skosztować tutejszego piwa? Czy można napić się go taniej niż płacąc w pubie 7 franków za 250ml? Można! Wystarczy przejść się do Coopa albo Migrosa, tam pół litrowa puszka szwajcarskiego piwa kosztowała 0,80 Franka.
Jak sobie poradzić by nie zbankrutować?
Dawno tego nie robiliśmy, ale w tej sytuacji świetnie sprawdził się „suchy prowiant” przywieziony z Polski 🙂 Mimo wszystko, nie mogliśmy oprzeć się pokusie spróbowania czegoś lokalnego. Ze szwajcarskich przysmaków jedliśmy przede wszystkim sery. Do lokalnego piwa przyszło nam jeść całkiem wykwintny szwajcarski ser Le Gruyere (kostko-trójkącik kosztował około 4 franków). I naszą wisienką na torcie było zjedzenie prawdziwego szwajcarskiego fondue.
Restauracja Swiss Chuchi Zurich znajduje się w tym samym budynku co hotel Adler. Sama fasada budynku wygląda jak typowy szwajcarski domek, a w środku od razu można poczuć „schroniskowy” klimat. Boazeria na ścianach, drewniane ławy i dużo małych szczegółów budujących atmosferę. Nasz stolik znajdował się zaraz pod zegarem z kukułką, która śpiewnie zakukała nam o pełnej godzinie. Przy okazji mogliśmy obejrzeć małą scenkę rodzajową, która działa się w trakcie bicia zegara – mały drwal rąbiący drewno, przeurocze! 🙂 W skład fondue wchodziły 4 sery, czosnek i odrobina wina białego. To było warte 27 franków – przynajmniej zjedliśmy coś tutejszego, oryginalnego i na prawdę smacznego. W końcu kiedy znowu będziemy w Szwajcarii? 😉
Transport miejski w cenie biletów lotniczych 😉
To nie żart, żeby przejechać dosyć krótki odcinek z lotniska do centrum miasta, trzeba wydać 6,80 franka. Ok, kupiliśmy bilety (fakt, że z przygodami bo automat z biletami tramwajowymi na lotnisku nie chciał przyjąć naszych 100 franków), a podróż trwała około 35 minut. Tę trasę można również pokonać pociągiem w 12 min. Z tramwaju widać jednak nieco więcej, a nam przecież nigdzie się nie spieszyło.
Sobotę poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Powolnym spacerem przemieszczaliśmy się pomiędzy kamienicami i kościołami pamiętającymi nawet XIV wiek. Spore wrażenie zrobił na nas kościół św. Piotra z największą w Europie tarczą zegarową. Panoramę całego miasto można zobaczyć wchodząc na wzgórze Lindenhof, które położone jest w samym sercu starówki.
Widok ze wzgórza Lindenhof
Prognoza pogody wskazywała bezchmurne niebo przy temperaturze +2 st. Niestety rzeczywistość okazała się mroźniejsza, ale daliśmy radę (chociaż jestem strasznym zmarźlakiem i wielokrotnie miałam ochotę wrócić już do ciepłego pokoiku).
W niedzielę zdobyliśmy szczyt Uetliberg. Ma on zaledwie 869 m. n.p.m. co nie zmienia faktu, że wyprawa zimą, brodząc w śniegu, nie należała do najłatwiejszych. Ścieżka, którą szliśmy była dobrze oznaczona na drzewach. W pewnym momencie szlak ruszył bardzo stromo pod górę i praktycznie zaczęliśmy się wspinać – momentami nawet na czworaka! 🙂 Pod koniec naszej wspinaczki dotarliśmy do przełomowego miejsca i musieliśmy się podciągnąć, żeby wejść na górę po łańcuchu. Po chwili okazało się, że przed nami jest jeszcze jedna przeszkoda. Szlak, którym szliśmy, był „zapomniany” i został już zbudowany murek ochronny. Ostatecznie po wejściu na murek i przejściu pod barierkami dotarliśmy szczęśliwi na szczyt 🙂
A co czekało na nas na szczycie? „Schronisko” górskie, które okazało się 4* hotelem z restauracją oraz wieża widokowa, na którą (jak to zwykle bywa w różnych krajach wejścia są bezpłatne) w Szwajcarii wejście kosztowało 2 franki (sic!) po przejściu około 40 schodków czekała bramka oraz automat do jej odblokowania. Nie była to atrakcja, o której marzyliśmy, więc odpuściliśmy sobie tym razem. Nie wiemy ile przez to straciliśmy, ale sam widok ze szczytu już robił niesamowite wrażenie. Byliśmy zupełnie ponad warstwą chmur, a w oddali widać było zarys Alp. Na szczęści mieliśmy ze sobą własne kubki termiczne z herbatą i jakąś przekąskę na drugie śniadanie, więc również nie skorzystaliśmy z możliwości, które oferowała restauracja i liczne budki z kiełbaskami 😉 Na zakończenie niedzieli w Zurychu, udaliśmy się do wspomnianej restauracji Swiss Chuchi i zjedliśmy pyszne Fondue. A po krótkim spacerze udaliśmy się w stronę Hauptbahnhof skąd na lotnisko zabrał nas pociąg.
Gdyby trzeba było określić w paru słowach Zurych, pierwsze skojarzenia które przychodzą nam na myśl to niska zabudowa starych kamienic, sery, zegarki, czekolada i może piwo. Ale dla mnie miasto, po tym krótkim, ale intensywnym pobycie, w pierwszej kolejności będzie się kojarzyć ze świeżym powietrzem i miastem dla ludzi. I mam tu na myśli szerokie ulice, po których jeździ dosłownie parę samochodów, a pieszy ma więcej do powiedzenia niż maszyna.
K. i M.
Opis tak wciągający i plastyczny, że na chwilę niemal przeniosłam się do Szwajcarii 😃 czekam na kolejne historie:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo wciagajace opisy okraszone co konieczne w obrazkowej rzeczywistosci dobrymi zdjeciami i filmikami. Blog godny polecenia dla ludzi lubiacych podroze zarowno tych co maja czas a nie maja pieniedzy oraz tych co czasu nie maja ale za to maja pieniadze😬
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Szkoda, że nie trafiliście na słoneczną pogodę, ale zawsze można wtedy dłużej posiedzieć w jakichś fajnych knajpkach przy kolejnej (chociaż drogiej) kawie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zurych jest bardzo przyjaznym miastem, choć od częstszych odwiedzin Szwajcarii odstręczają mnie te ceny z kosmosu. Jeśli obiad w fajnej knajpie w Zurychu to równowartość miesięcznego pobytu w Wietnamie to co wybrać ? 😉
pozdr
bm
……………………………………………….
https://bigmarkk.wordpress.com/
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
wyobraź sobie tylko na co taki szwajcar, którego stać na wszystko, może sobie pozwolić w Wietnamie 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zazdrość…ale Szwajcarów tam za dużo nie ma 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Szwajcaria cenami zwala z nog, przemiezylismy w niej wszystkie wieksze miasta i Zurych podobal nam sie najbardziej, pomimo tego ze bylismy tam w zimie totalnie nas zaczarowal 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ceny w Szwajcarii porażają to prawda, zwłaszcza jeśli nie zarabia się we frankach i zwłaszcza przy obecnym kursie. Ale trzeba przyznać, że w cenę wszystkiego wliczona jest jakość. Jeśli chodzi o jedzenie to większość (jak nie wszystko) to produkty ekologiczne. Transport i wszelkie bilety wstępu: sprawna obsługa, wygoda i zero kolejek + brak dodatkowych opłat.
Dopiero wróciliśmy z roadtripa po Szwajcarii i w Zurychu byliśmy tylko na krótkim spacerze, chyba musimy tam pojechać jeszcze raz spróbować tego serowego fondue ?
http://tuiwszedzie.pl/
PolubieniePolubienie
Fondue szczerze polecamy – nie dość, że pyszne to jeszcze fajna opcja na spróbowanie czegoś oryginalnego 🙂
PolubieniePolubienie
Ceny rzeczywiście robią wrażenie! Chyba to nie na moją studencką kieszeń 🙂 Ciekawa jestem ile wynosił cały wypad?
PolubieniePolubienie
Bilety lotnicze kupiliśmy poniżej 300 zł, nocleg udało nam się znaleźć w dość przystępnej cenie 125 zł za noc i do tego jakieś „kieszonkowe”, myślę teraz tak licząc na szybko, że +/- 650 zł za 2 pełne dni. Także dramatu nie było, chociaż ceny przerażały 🙂
K.
PolubieniePolubienie
Witam. Może Pan powiedzieć gdzie szukał hotelu? Wybieramy się na 2 dni i zależy mi na najtańszym noclegu. I czy ta cena to za osobę?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nasz nocleg kosztował dokładnie 55CHF za pokój dwuosobowy, czyli około 220zł (110zł/osoba).
Generalnie polecam serwis Airbnb. Jest tam dużo opcji zakwaterowania, a dodatkowo po zarejestrowaniu przez ten link http://www.airbnb.pl/c/msmarzewski dostanie Pani kilkadziesiąt złotych zniżki na pierwszą rezerwację. Po za Airbnb, korzystam też często z serwisów Hotels.com oraz Booking.com. Ciekawą opcją jest również Trivago.pl
PolubieniePolubienie
Główna myśl, jaka nasuwa mi się po przeczytaniu tego wpisu to: drogo!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mnie też ceny zaskakują za każdym razem 🙂
PolubieniePolubienie