Krótka historia wycieczki do małego państwa

Góry są super – każdy to powie! Nawet Ci, którzy nie lubią po nich wędrować na pewno przyznają, że jak już się wejdzie na jakiś nawet najmniejszy szczyt to widoki zapierają dech w piersiach. Ten ogrom szczytów ciągnący się aż do horyzontu, ta przestrzeń i wolność. Takie też odczucia towarzyszyły nam w zdobywaniu szczytu w Alpach. Musimy jednak przyznać, że do wytrawnych taterników raczej nie należymy, dlatego też zdobycie prawie 2400 m n.p.m. wzbudzało w nas wiele emocji 🙂

Mammingen

Zacznijmy od początku. Pomysł na ten idealny weekend zrodził się jeszcze w sierpniu. Pojawiły się tanie przeloty do Memmingen z wylotem w piątek wieczorem i powrotem w niedziele popołudniu. Do wyboru było kilka terminów, ale ostatecznie wybraliśmy pierwszy weekend października licząc na piękną jesienną pogodę.

Po przylocie mieliśmy zarezerwowane w wypożyczalni auto. Był to dobry ruch, dzięki temu byliśmy bardziej mobilni i mogliśmy zarezerwować na Airbnb (link do Airbnb i gratis 100zł na start) całkiem niedrogi jak na te okolice nocleg.

Rano szybkie śniadanie i wyjazd około godziny 9:00. Plan zakładał całodniową wycieczkę w góry w państwie, w którym jeszcze nie byliśmy. W tym celu musieliśmy przejechać przez Austrię, Szwajcarię i Liechtenstein. Z małymi problemami, ale udało nam się dojechać do Malbun – małego górskiego ośrodka narciarskiego.

Augstenberg i Pfälzerhütte

Punkt 12:00 wyruszyliśmy szlakiem czerwonym w stronę szczytu o nazwie Augstenberg. Przed ponad 6-godzinną wyprawą wstąpiliśmy jeszcze do sklepu po pamiątkowy magnes na lodówkę 🙂 Teraz będzie już tylko pod górkę.

Początkowo lekko, z czasem jednak coraz ciężej. Z każdym krokiem ściana, po której wchodziliśmy, robiła się co raz bardziej stroma. Raz po raz z oddali słychać było poświstywania świstaków. Małe zwierzątka dawały wyraz zadowoleniu z przepięknej pogody! To fakt. Znowu nam się udało z pogodą 🙂 Sprawdzane wcześnie prognozy dawały maksymalnie 8 stopni, chmury i lekki deszcz. W górach jednak pogoda zmienną jest, dzięki czemu mogliśmy się cieszyć pięknym słońcem i temperaturą sięgającą nawet 15 stopni.

Droga pod górę była ciężka, ale widoki wynagradzały ten trud, bo zapierały dech w płucach! To co mogliśmy oglądać jest nie do opisania. Panorama zupełnie jak z obrazka! Właśnie taki krajobraz wyobrażałem sobie, gdy myślałem o Alpach. Góralskie, drewniane domki, zielone rozległe polany z pasącymi się owcami i krowami oraz ostre, niekiedy zaśnieżone szczyty gór! Tak właśnie wygląda idealna sobota 🙂

W naszych najskrytszych marzeniach nie przypuszczaliśmy, że uda nam się podnieść poziom tych wrażeń, a jednak tak się stało. Schodząc granią ze szczytu Augstenberg i kierując się do schroniska Pfälzerhütte udało nam się zobaczyć świstaka! Niewielkie, wysokie maksymalnie do kolan, zwierzątko zapatrywało się na nas równie ciekawie jak my na nie. Z daleka był ledwo dostrzegalny – jego futerko było w żółtawym kolorze. Świetnie wtapiał się w otoczenie i dostojnie podziwiał dwójkę wędrowców 🙂

Po ponad 3 godzinach i lekkim pogorszeniu warunków atmosferycznych dotarliśmy do położonego na granicy Austriacko – Liechtensteinskiej schroniska Pfälzerhütte. Przytulny, kamienny domek o drewnianym, spadzistym dachu, położony na grani, widoczny był już z daleka. W środku przypominał typowe tatrzańskie schronisko. Głodni lub spragnieni wędrowcy mogli się tutaj posilić własnym lub zamówionym na miejscu posiłkiem. My byliśmy dobrze przygotowani i mieliśmy własny prowiant. Ceny trunków i potraw zbliżone były do tych naszych, lecz mierzone w lokalnej walucie – franku szwajcarskim.

Powrót niby w dół, a jednak wcale nie łatwiejszy. Do tego dosłownie w mgnieniu oka, zaczęliśmy wędrować w chmurach. Spoglądając w górę przychodzi do głowy szybka refleksja, że jeszcze chwilkę temu tam byliśmy. Dochodząc z powrotem do Malbun sprawdzam czas – jest 18:00. Równe sześć godzin 🙂

W linku, bardzo zbliżona do naszej, trasa z wikiloc, którą udało nam się pokonać i polecamy każdemu.

Vaduz

Kolejny nocleg dzięki Airbnb znaleźliśmy w konkurencyjnej cenie w Szwajcarii, w małej przygranicznej miejscowości Buchs. Jadąc tam, bez zbędnych dyskusji – pomimo 17 km w nogach (i to po górach!) – podjechaliśmy do stolicy Liechtensteinu. Prawdopodobieństwo, że będziemy tu znowu jest raczej małe, więc czemu nie wykorzystać tego dnia na 100%? Vaduz okazało się małym, dosyć pustym miasteczkiem. Co ciekawe pod dużą częścią miasta znajduje się parking podziemny, z którego skorzystaliśmy. Zrobiliśmy sobie mini spacerek po głównym deptaku miasta, przy którym oprócz paru restauracji i banków znajdowały się praktycznie same muzea (Muzeum Narodowe, Muzeum Poczty, Muzeum Sztuki Współczesnej oraz kawałek za deptakiem Muzeum Fis-Ski dedykowane narciarstwu). Oczywiście nie zabrakło sklepu z pamiątkami (prowadzonego przez miłe panie z Azji), gdzie zaszaleliśmy i kupiliśmy sobie lokalne Liechtenstein’skie piwo – za jedyne 5,5 franków 🙂

Rzut oka na Szwajcarię

Z racji noclegu w Buchs – szwajcarskiej miejscowości graniczącej z Austrią – nasi hości polecili nam zwiedzenie miniaturowego miasteczka rodem ze średniowiecza. Zapewniali nas, że oprócz średniowiecznych murów – oryginalnych! – widać przepięknie Alpy. Z racji pogody gór nie udało nam się zobaczyć – ale mury miasta owszem 🙂

Tym niewielkim akcentem zakończyliśmy wizytę w wielkich górach! Ruszyliśmy z powrotem na lotnisko w Memmingen, gdzie czekała na nas horda skacowanych ludzi wracająca do szarej rzeczywistości w Polsce 😉

M. i K.

10 uwag do wpisu “Krótka historia wycieczki do małego państwa

  1. Super opis oraz piękne Alpy i zdjęcia 😉 Ja zamiast wędrówek preferuję rower 😉 też pod serpentyny ciężko się wjeżdża i również widoki wynagradzają wszystko 😉 kiedy już nacieszę się widokami to szybkim tempem zjeżdżam w dół 😉 takie to uroki jazdy rowerem po górach. Pod górę godzina, a z górki 10 minut 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do NikodemFM Anuluj pisanie odpowiedzi